Dziś mam dla Was obiecana recenzje kremów od Lullalove (kocham ich kocyki bambusowe całym sercem!)
Krem brązujący, który nie zawiera samoopalacza (jedynie niepokalanek) bardzo mnie zaskoczył ponieważ na prawdę potrafi opalić. Dodatkowo dobrze nawilża skórę, nie przetłuszczając jej. Pachnie obłędnie pomarańczą (kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem) ja stosuje go z przerwami, co by nie opalić się za mocno (po aplikacji koniecznie trzeba umyć ręce) Moja skóra po jego użyciu jest nawilżona ale nie jest to mocno nawilżający krem więc może nie być wystarczający na skórach suchych.
Krem pod oczy to mały "oszust" - po aplikacji od razu cienie są mniej widoczne (to zasługa miki i jakby delikatnych drobinek odbijających światło). Bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę pod oczami.
Obydwa kremy doskonale nadają się pod makijaż (także naturalny i mineralny)
Podsumowując, bardzo polubiłam te kremy ale póki co nie kupie ich ponownie. Dlaczego? Ponieważ produkuje je firma Makosh i na ich stronie znalazłam kremy o identycznym składzie INCI w korzystniejszych cenach i chce sprawdzić czy w ogóle czymś się różnią
Znacie te produkty? Na prawdę są świetne!
Pozdrawiam,
Ela