niedziela, 8 marca 2015

Uwaga BUBLE!

Hej!

Dziś post ku przestrodze. Co omijać żeby nie wyrzucić pieniędzy w błoto. 


W moich kosmetycznych zborach znalazło się kilka rzeczy, które od dawna chcę wyrzucić bo nie sprawdzają się u mnie. Mam nadzieję, że ten post okaże się pomocny. 





Do ust: 
Na zdjęciu trochę słabo widać różnicę między GR a Rimmel - musicie mi chyba wierzyć na słowo :/




Blistex lip brilliance balsam do ust - jedyne plusy: ładnie pachnie i jest przyjemnie słodka w smaku. Niestety na tym kończą się pozytywne strony tego balsamu. Daje tragiczny, brokatowy kolor na ustach, dodatkowo się łamie i strasznie ciapie. Na zdjęciu widać jak tragicznie się prezentuje przy niezbyt intensywnym używaniu. Nie widzę ani nawilżenia, ani odżywienia ust. Jak dla mnie mały dramat. Dawno nie trafiłam na tak słaby ochronny balsam do ust. Omijajcie. 


Golden Rose Lipstick kolor nr 129 - z bólem serca umieszczam tu pomadkę tej firmy. Do tej pory ich produkty do ust są moimi ulubionymi jednak jest okropna. To, że kolor jest zupełnie nietrafiony to może moja wina ale na ręce przy sztucznym oświetleniu wydawała się być fajnym nudziakiem. Jednak kolor jest jakby za żółty i jeszcze nie spotkałam osoby, której ten kolor by pasował. Dodatkowo wchodzi w załamania ust i nierówno się "zjada". Mimo swojej dość nawilżającej, jak na szminkę kolorową, konsystencji nie nadaje się do używania jako balsam bo jej właściwości są trochę za słabe na potrzeby moich ust. Ogólnie to nie chcę się w niej nikomu pokazywać bo wyglądam tragicznie. Cała seria jest fajna ale ten kolor to jakiś niewypał. 

Od lewej: Rimmel, Blistex, Golden Rose
Rimmel Apocalips 100 Phenomenon - Apokalipsa na ustach. Zbiera się w załamaniu ust, podkreśla suche skórki. Wszyscy trąbili o tym kolorze, że jest tragiczny a Ela akurat nie przeczytała i kupiła. Kolor ma nieco lepszy (mniej żółty, bardziej brzoskwiniowy - czego na zdjęciach nie widać) niż wspomniany wyżej GR ale ogólnie dużo gorzej spisuje się na ustach. Z plusów to ładne opakowanie, zapach i przyjemna konsystencja. Mam inny kolor tego produktu i jest o niebo lepszy dlatego nie polecam tylko i wyłącznie tego koloru. 

Do oczu:

Lovely, eyeliner -  zielony, matowy. Kolor dość oryginalny jednak sam produkt jest bardzo słaby. Bardzo wolno zasycha, rozmazuje się i ściera. Potrafi popękać - pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Jedyne plusy to cena, wygodny pędzelek i kolor jednak chyba dla takich plusów nie warto go kupować. 









Do twarzy:



Ava, Krem z zieloną herbatą i kornzymem Q10+R, cera sucha i wrażliwa - w sumie fajny krem jednak przez parafinę w składzie wysypało mnie po nim. Nie skreślam go całkowicie bo jeśli ktoś lubi parafinę to może się u niego sprawdzić. Ja zużywam na dłonie i łokcie, które fajnie nawilża. 

Sylveco, Lekki krem brzozowy - moja skóra nie lubi naturalnych kremów pielęgnacyjnych, w sumie to chyba nawet ja ich nie lubię. Lubie chemię :) Skład niby bardzo fajny ale... Przy naturalnych kremach do twarzy (przy tym także) mam wrażenie, że robię za mało. Zaraz obserwuję u siebie pogorszenie stanu skóry, głównie jej jędrności - od razu wygląda na starszą. Ten krem okropnie pachnie i nie nawilża skóry, a pozostawia na niej taki dziwny film. Nie wiem czemu ktoś nazwał go lekkim - dla mnie lekki krem musi być praktycznie niewyczuwalny na twarzy oraz nadawać się pod makijaż, a ten niestety się nie nadaje. Nie rozumiem zachwytów nad tym kremem. 

Pielęgnacja stóp. 




Scholl, Ekspresowy system usuwania twardej i zrogowaciałej skóry - nie działa. Niby zmiękcza skórę ale żeby ją ściągnąć muszę i tak użyć tarki lub pumeksu. Więc jaki sens? Skoro to drogie a taki sam efekt uzyskamy namaczając stopy. Nie polecam. 









Mam nadzieję, że nie "naciełyście" się na te produkty. A może ktoś ma inne zdanie na ich temat? Chętnie wysłucham :)

Pozdrawiam,

Ela
Babski Folwark 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz