Hej!
Po bojach minionego tygodnia wracam. :) Nowy tydzień się zaczął więc poprzedni muszę zamknąć. W całej tej sytuacji najbardziej denerwowały mnie komentarze ludzi, którzy nie przywiązują się do zwierząt - teksty w stylu idź do zoologa i kup nowego a nie będziesz płakać. Dla mnie zwierze to członek rodziny i wszystkie mają u mnie dożywocie. Z Lukrecją walczyliśmy do końca - po prostu nie obudziła się po operacji. Była to wyjątkowa istota i do tej pory ciężko pogodzić mi się z Jej brakiem.
A wracając do treści dzisiejszego posta przechodzę do recenzji maski. Po chorobie moja skóra była bardzo wysuszona i to właśnie ta maska doprowadziła ją do stanu sprzed choroby. Co prawda z wysuszonym i podrażnionym od kataru nosem pomógł mi inny produkt (o tym w kolejnym poście) ale ta maseczka okazała się zbawienna :)
Maseczka ma bardzo bogaty skład, jest gęsta i treściwa. Ma piękny, delikatny różany zapach i kosztuje jakieś grosze (ok 2 zł). Wystarcza na dwa solidne użycia. Skóra po użyciu jest gładka i nawilżona. Poprawia się jej koloryt oraz wydaje się napięta i ujędrniona. Po kilku użyciach śmiem twierdzić, że jest to najlepsza maseczka z tych dostępnych w pierwszej lepszej drogerii. Ja raz stosowałam rano, potem wytarłam chusteczką i nałożyłam podkład - sprawdziła się bardzo dobrze. Kolejnym razem zostawiłam ją na całą noc i tak również spisała się wyśmienicie.
Recenzja jest krótka bo co tu dużo pisać - trzeba lecieć do Rossa, kupować i próbować! :)
Moja ocena to 10/10 - jest na prawdę super! :)
Pozdrawiam,
Ela
Babski Folwark
Dlaczego akurat do Rossa, skoro można ją kupić wszędzie? Czyżby reklama?
OdpowiedzUsuńJak pisałam ten post widziałam ją dostępną jedynie w Rossmanie :) Bardzo lubię te drogerie ale niestety nie łączy mnie z nimi żadna współpraca :)
Usuń